Recenzja filmu

Wszyscy na scenę (1953)
Vincente Minnelli
Fred Astaire
Cyd Charisse

Kultura masowa a sztuka wyższa

Są filmy, które są klasykami, bo wprowadziły jakieś zmiany do kija, zrewolucjonizowały gatunek czy też były debiutem jakiegoś wielkiego twórcy. Do tej kategorii bez wątpienia należy np. "Obywatel
Są filmy, które są klasykami, bo wprowadziły jakieś zmiany do kija, zrewolucjonizowały gatunek czy też były debiutem jakiegoś wielkiego twórcy. Do tej kategorii bez wątpienia należy np. "Obywatel Kane". Są też filmy doceniane przez krytyków, bo były po prostu najlepsze. Do tej kategorii zaliczają się "Wszyscy na scenę". W musicalu Minnellego nie ma niczego nowego, niczego, co by się już nie pojawiło. Ten film to po prostu jeden z najwspanialszych musicali w dziejach gatunku. Stanowi szczytowe osiągnięcie legendy tego gatunku, Freda Astaire'a. Gwiazdor nigdy już nie nakręcił tak dobrego filmu.

Tony Hunter (Astaire) to przebrzmiały gwiazdor hollywoodzkich musicali. Przybywa do swoich znajomych, małżeństwa Lily i Lesa Martonów (Nanette Fabray i Oscar Levant), którzy właśnie napisali scenariusz przedstawienia i chcieliby, aby stary przyjaciel zagrał w nim główną rolę. Reżyserią miałby się zająć ekscentryczny reżyser, ciągle poszukujący artystycznych inspiracji, Jeffrey Cordoba (Jack Buchanan). Obok Tony'ego ma wystąpić gwiazda baletu, Gabrielle Gerard (Cyd Charisse). Niestety, zderzenie dwóch tak odrębnych światów, jakie reprezentują Hunter i Gerard, nie może wyjść na dobre...



Scenariusz napisali Betty Comden Adolph Greeni Adolph Green, autorzy takich hitów jak "Deszczowa piosenka" czy "Na przepustce". Jak zawsze w przypadku tego duetu, komizm słowny i sytuacyjny stoją na najwyższym poziomie, a satyra jest tak ostra, jak tylko się da. Cordoba jest parodią słynnego Orsona Wellesa, Charisse i Astaire zagrali tak naprawdę samych siebie: podstarzałego gwiazdora, który nowym hitem powraca na szczyt i baletnicę, która ma szansę na rozpędzenie swojej kariery. Znakomicie skonfrontowano świat kultury masowej, mediów i celebryckiego blichtru z bardziej wysmakowanym i eleganckim środowiskiem artystów, którzy występują na żywo.

Aktorstwo w musicalu nie odgrywa pierwszorzędnej roli, jednak w tym filmie jest naprawdę dobre. Astaire gra swoją rolę z lekkością i polotem, chociaż nie oznacza to, że Tony jest cały czas wesoły. Smutek w jego wykonaniu jest spokojny i nie narzucający się. Charisse przekonująco wciela się w wyniosłą baletnicę, której serce topnieje pod wpływem serdecznego partnera, choć prawdziwe perełki mamy na drugim planie. Fabray i Levant są przekomiczni jako postrzelone małżeństwo Martonów. Przez cały film emanują energią i chęcią życia. Ponoć ich postaci są personifikacjami autorów scenariusza. Ponoć.  Genialny jest Buchanan jako ekscentryczny reżyser teatralny Jeffrey Cordoba. Najbardziej zapadającą w pamięć sceną z jego udziałem jest chyba przedstawienie "Fausta", w której Cordoba gra główną rolę.



Piosenki napisali Arthur Schwarz Howard Dietzi Howard DietzJack Buchanan. Najsłynniejszy jest chyba melodyjny utwór "That's Entertainment!" (Astaire, Buchanan, Levant i Fabray, później także Charisse), który potem stał się motywem przewodnim serii dokumentów. Do tego mamy jeszcze uroczy "I Love Louisa" (Astaire), "Shine on Your Shoes" (Astaire), "I Gues I'll Have to Change My Plan" czyli rewelacyjny duet Astaire - Buchanan, urocze "The Triplets" (Astaire, Fabray, Buchanan), solowy popis Fabray "Louisinia Hayride" czy Charisse w numerze "New Sun in the New Sky". Do tego jeszcze dwa tańce: "Dancing in the Dark", romantyczny duet odtańczony w "Central parku" i długą sekwencję baletową "A Girl Hunt Ballett". Cała sekwencja jest parodią tak modnych ówcześnie filmów - noir, a Charisse i Astaire wzbijają się w niej na szczyty swoich możliwości.

Kolorowa scenografia i barwne kostiumy cieszą oko widza. Mamy tu prawdziwą ucztę dla zmysłów.

Film znalazł się na 17. miejscu na liście 25 najlepszych musicali wg Amerykańskiego Instytutu Filmowego. Piosenka "That's Entertainment" uplasowała się na 49 miejscu wśród najwspanialszych piosenek, a Astaire'a umieszczono na 5. lokacie wśród 25 najlepszych aktorów. Po dziś dzień dzieło to stanowi wzór do naśladowania, było wielokrotnie parodiowane. 

Mimo że "Wszyscy na scenę" nie są tak znani jak np. "Deszczowa piosenka", są warci zobaczenia. Serdecznie polecam.
1 10
Moja ocena:
10
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones